Fraszki
spod gruszy
Wywiad z LESZKIEM WIERZCHOWSKIM
poetą i
dramaturgiem
W Pałacu Kultury Zagłębia – Domu Kultury
w Ząbkowicach odbyło się spotkanie z
Leszkiem WIERZCHOWSKIM , poetą i dramaturgiem, który swoimi świetnymi fraszkami - nie tylko z „Imionnika zakochanych”, ale także ze zbiorów „Manifest erotyczny”, „Dziwne
stany świadomości”, „Erotyczne przymiarki „ i „Sztuka pieszczot”- znakomicie bawił tłumnie zebraną publiczność.
Korzystając z tej z okazji Marlena
Sadowska i Jakub Zasadzień - dzieci uczęszczające na
zajęcia literacko-dziennikarskie w Domu Kultury - postanowiły przeprowadzić z wywiad z literatem.
JAKUB
– Dzień dobry! Czy możemy z Panem przeprowadzić wywiad?
L.W.
– Tak, oczywiście!... Zapraszam!
JAKUB
–
Jest Pan autorem wielu książek .
Zwłaszcza cieszących się popularnością licznych
fraszek. Jak to wszystko się
zaczęło?
L.W.
– Gdy miałem 13 lat , napisałem pierwszy wiersz. Zaczynał się tak:
Skończył
Janek siedem lat,
Więc
wesoło idzie dziś do szkoły,
Bo
już szkoła woła go:
-
Chodź do mnie Janku mały!….
L.W.
- Tak . Zawsze byłem humanistą i daleki od wszelkich urządzeń mechanicznych.
Potem były kolejne wiersze najczęściej o tematyce lirycznej oraz fraszki. Z czasem napisałem poetycki dramat paradokumentalny
pt. „Millenium” o historycznych wydarzeniach 1980 roku w
Stoczni Gdańskiej, uznany za współczesną epopeję. W moim wierszowanym dorobku
są też poetyckie jednoaktówki sceniczne,
zarówno o poważnej , jak i rozrywkowej tematyce.. Obecnie nadal piszę fraszki.
Nazbierało się ich już znacznie ponad 20 tysięcy. Bo, moim zdaniem , gdy były czasy godne fraszek, to pisałem fraszki, gdy wydarzenie
historyczne - wtedy napisałem epopeje,
obecnie znów są czasy godne fraszek. Tak powstał pięcioksiąg
– zbiory : „Manifest erotyczny”, ”Dziwne
stany świadomości”, „Imionnik zakochanych”, „Erotyczne przymiarki” oraz „Sztukę pieszczot”. Każdy tom stanowi samoistną zwartą całość
kompozycyjno-treściową, a wszystkie razem wzajemnie się uzupełniają.
JAKUB - Wiersze
to przede wszystkim tematyka liryczna, a fraszki?
L.W.
- Większość moich poetyckich drobiazgów to fraszki miłosne - ok. 2/3, a reszta społeczno-obyczajowe o satyrycznym
odcieniu i głęboko filozoficzne. Jest
też wiele fraszek lirycznych…
MARLENA – Co
Pan lubi robić w wolnym czasie?
L.W.
–W wolnym czasie zajmuję się genealogią, heraldyką, czyli nauką pomocniczą
historii - o herbach, która jest mało znaną gałęzią wiedzy . Lubię też zajmować się
archiwistyką. Często bywam na Wawelu, gdzie przeglądam grube, mające nawet po
dwa tysiące stron tomiska rękopisów, pisanych również po łacinie . Spisane są w
nich m. in. wydarzenia z dawnego woj.
Krakowskiego do 1794 roku, sądowe
zapiski, wiele ciekawych dokumentów historycznych. Tomy te mają jednak jeden
wielki szkopuł. Nie posiadają spisów nazwisk i miejscowości.
Jeśli np. chcemy znaleźć jakąś
informację o danej miejscowości lub nazwisku, to trzeba wertować kartkę po
kartce, by natknąć się na to, czego szukamy. 200 lat upłynęło od
czasu Powstania Kościuszkowskiego, na którym kończą się akta ziemskie i
grodzkie krakowskie.. W celu ich ochrony, zostały w czasie II Wojny Światowej
były wywiezione do Kanady. Potem wróciły do Polski. Tyle lat
upłynęło, a one nadal nie są zindeksowane.To skandal… A to przecież nasza
narodowa historia, której z tego powodu dobrze nie znamy.
JAKUB – A
jak wygląda Pana przeciętny dzień?
L.W.–
O godz. 6:00 wyjeżdżam z domu do pracy. Tak wcześnie, bo mieszkam w Katowicach, tam się ożeniłem.
Przyjeżdżam do Dąbrowy Górniczej do Pałacu Kultury Zagłębia. Do domu
wracam przed godz.18:00 . A propos
pracy, tak jakoś się w moim życiu złożyło, że nigdy nie pracowałem w tym
mieście, w którym mieszkałem. Jak mieszkałem w Zawierciu, to pracowałem w
Warszawie, jak mieszkałem za Gliwicami, to pracowałem w Katowicach, jak
pracowałem w Katowicach, to mieszkałem w Sosnowcu, jak mieszkam w Katowicach,
to pracuję w Dąbrowie Górniczej. Tak więc nigdy nie miałem blisko, zawsze daleko, zawsze „pod górkę”.
JAKUB
– W weekendy gdzieś Pan wyjeżdża? Czy ma
Pan ulubione miejsce w Polsce?
L.W.
– W weekendy często odwiedzam moich rodziców w Zawierciu. Ojciec ma już 88 lat,
matka 87. Mam tam także brata i jego rodzinę. Natomiast mój syn mieszka w
Dąbrowie Górniczej z żoną i dziećmi. Lubię bywać w sobotę lub niedzielę na Jurze Krakowsko - Częstochowskiej, a także w
Wojewódzkim Parku Kultury i Wypoczynku w Chorzowie. Tam znajduję dużo spokoju,
a widok pięknej przyrody sprzyja moim literackim refleksjom… i przemyśleniom nad
fraszkami, niekiedy doszlifowaniem niektórych z nich zanim nabiorą ostatecznego
wyrazu. Takim chwilom poświeciłem m.in.
fraszkę pt. „Błogosławiony spokój” :
Niech się szaleńcy
pieklą i pienią,
Mnie z tymi dobrze, co spokój cenią!
Pisanie fraszek to
najtrudniejszy gatunek literacki, a i robota bardzo precyzyjna - podobnie jak
zegarmistrzostwo…
JAKUB
– Czy poza pracą zawodową zajmuje się
Pan jakąś działalnością?
L.W. – Tak. Jestem Sekretarzem Oddziału Związku Literatów Polskich w Katowicach .Natomiast od ponad dwudziestu lat szefuję Polskiemu Ruchowi Monarchistycznemu . Ta ogólnopolska i polonijna organizacja działa ponad 20 lat. Skupia ludzi, którym bliska jest idea nowoczesnej monarchii postępowej. A na świecie jest ponad 40 monarchii. Z historii Polski bierzemy to, co się sprawdziło, a więc takie wartości, jak uczciwość, patriotyzm, honor, godność osobista, godność narodowa, nienaruszalność własności, szacunek dla najważniejszej głowy państwa - obecnie prezydenta, a w przyszłości dla majestatu króla. Chodzi o tzw. kulturę polityczną. Uważamy, że dziedziczny król to najlepszy system sprawowania najwyższej władzy w państwie . Bo np. w dziedzicznej monarchii odpowiedzialność spada z króla-ojca na jego syna, z syna na wnuka… Jeśli król-ojciec czegoś nie dopatrzy w danej dziedzinie, np. kultury, wtedy musi to nadrobić jego syn, a nawet wnuk. W dziedzicznej monarchii jest ciągłość władzy i ciągłość odpowiedzialności . W prezydenckim systemie sprawowania władzy tego nie ma. I kto na tym cierpi? Społeczeństwo.
L.W. – Tak. Jestem Sekretarzem Oddziału Związku Literatów Polskich w Katowicach .Natomiast od ponad dwudziestu lat szefuję Polskiemu Ruchowi Monarchistycznemu . Ta ogólnopolska i polonijna organizacja działa ponad 20 lat. Skupia ludzi, którym bliska jest idea nowoczesnej monarchii postępowej. A na świecie jest ponad 40 monarchii. Z historii Polski bierzemy to, co się sprawdziło, a więc takie wartości, jak uczciwość, patriotyzm, honor, godność osobista, godność narodowa, nienaruszalność własności, szacunek dla najważniejszej głowy państwa - obecnie prezydenta, a w przyszłości dla majestatu króla. Chodzi o tzw. kulturę polityczną. Uważamy, że dziedziczny król to najlepszy system sprawowania najwyższej władzy w państwie . Bo np. w dziedzicznej monarchii odpowiedzialność spada z króla-ojca na jego syna, z syna na wnuka… Jeśli król-ojciec czegoś nie dopatrzy w danej dziedzinie, np. kultury, wtedy musi to nadrobić jego syn, a nawet wnuk. W dziedzicznej monarchii jest ciągłość władzy i ciągłość odpowiedzialności . W prezydenckim systemie sprawowania władzy tego nie ma. I kto na tym cierpi? Społeczeństwo.
JAKUB
– Stefan Żeromski wywodził się z rodu pieczętującego się herbem Jelita, a Pan ?
L.W.
– Ja wywodzę się z rycerskiego rodu
Pobogów . Moi przodkowie dzielnie walczyli pod Grunwaldem i w dawnych wiekach aż
po rzekę Bug mieli bronić granic Polski, dlatego herb nosi nazwę Pobóg. Oczywiście,
z czasem zmieniała się pisownia tych słów… Wspomniany przez Ciebie herb
Jelita, na którym są trzy skrzyżowane
kopie, też ma swoją historię. Jeden z przodków Żeromskiego, rycerz biorący
udział w bitwie pod Płowcami , został trzema
kopiami zraniony w brzuch przez
Krzyżaków. A ponieważ dzielnie
bronił króla Władysława Łokietka,
otrzymał herb , w którym na tarczy
widnieją trzy skrzyżowane kopie. Są to ciekawe historie, nawiązujące do czasów
, gdy rycerz służył swojej damie. Pełna kultura.
JAKUB
- Jak wygląda herb Pobóg? Gdzie można go
zobaczyć?
L.W.
– Choćby w Internecie. W błękitnym polu tarczy jest srebrna podkowa , a nad nią
złoty krzyż maltański.
MARLENA
– Obecnie zachowanie rycerskie
chłopca kwitowane jest ironicznym
śmiechem ze strony rówieśników, a on sam
głupkiem. To smutne, że coraz mniej dzisiaj „rycerzy”.
L.
W.
– Szarmanckie zachowanie wynosi się z domu. Chciałem wam powiedzieć, że w rodzinach szlacheckich jest przestrzegane, że np. najstarsze osoby z
rodziny siadają na honorowym miejscu przy stole. A wiec kolejno pradziadkowie,
dziadkowie, potem rodzice i na samym
końcu dzieci. Przed spożyciem obiadu wszyscy wstają, przeżegnają się - to
staropolski obyczaj. Osoby starsze są bardzo szanowane. Ceni się ich zdanie i
doświadczenie życiowe. Kobiety przez mężczyzn są całowane w rękę - pełna kultura.
JAKUB – Teraz
trochę z innej beczki. Czy lubi Pan wyjść do teatru, czy lubi Pan teatr?
L.W.
- Lubię teatr, przy czym wolę sztuki wesołe, co nie znaczy, że bezmyślne. Bywam m.in. w Teatrze Rozrywki w
Chorzowie. Jest to bardzo ambitny teatr
i muszę powiedzieć, że są tam dobrzy reżyserzy i aktorzy. Ilekroć byłem , nigdy
się nie zawiodłem. A dlaczego lubię rozrywkę? Napisałem o tym w lirycznej
fraszce pt. ”Ten świat…”:
Świat
widzieć chciałbym dobry, uroczy,
Lecz rzeczywistość – kłuje mnie w oczy!
JAKUB
– Teatr na wesoło, a filmy, jaki gatunek?
L.W.
– Lubię filmy naukowe o świecie
podwodnym, związanym z biologią. Absorbują mnie tajemnice głębin morskich,
oceanicznych. Lubię filmy o odkryciach międzyplanetarnych. Zastanawiam się, czy na naszej planecie byli
kiedyś przybysze z kosmosu, czy nie. Ciekawi mnie Trójkąt Bermudzki , procesy
zachodzące między gwiazdami,
przeniesienie w czas i przestrzeni. Także UFO, ale nie od strony
rozrywkowej, tylko naukowej.
JAKUB
– Czyli nie filmy sajensfikszyn?
L.W.
- Stanowczo nie. Natomiast filmy naukowe
mógłbym oglądać godzinami. Ponieważ urodziłem się na skraju Jury Krakowsko-Częstochowskiej, wiec
bliski jest mi świat jurajski, wykopaliska z tamtych czasów. Ten bardziej znany z filmów
podoba mi się, ale traktuję go b na
luzie, jako rozrywkę dla odprężenia.
MARLENA
– Jaki przedmiot w szkole lubił Pan
najbardziej?
L.W.
– Najbardziej lubiłem język polski .Ale muszę wam powiedzieć, że kiedy
poszedłem do liceum, zepsuł mi się styl.
Kiedy pisałem wypracowanie, zaczynałem zdanie od góry strony, a kończyłem na
dole lub na następnej kartce. Pan profesor dzielił to długie zdanie na kilka
mniejszych i za treść było 5 , a za styl
ocena 2. Kiedyś mieliśmy napisać wypracowanie pt.: „Mikołaj Rej i Jan Kochanowski w dzisiejszych
czasach”. Rej konserwatywny, a Kochanowski postępowy. Ponieważ mnie się zawsze lepiej pisało
wierszem niż prozą zapytałem: - Panie profesorze, czy ja mogę napisać to
wypracowanie wierszem w formie scenicznej
jednoaktówki? A profesor na to: - A potrafisz?
- Spróbuję - odpowiedziałem Po lekcjach przyszedłem do domu, siadłem przy stole , zabrałem się do
pisania i za godzinę miałem 17 stron jednoaktówki, w której Rej uważał , że telewizor, radio
czy lodówka to dzieła diabła. Natomiast Kochanowski starał się go
przekonać, że są to nowoczesne urządzenia techniczne. Jednakże Rej nie dał
sobie niczego wytłumaczyć !... Jednym słowem zabawna scenka. Na drugi dzień. profesor mówi: - Jak tam,
Wierzchowski, napisałeś ? - Napisałem. –
odpowiedziałem. -To czytaj. A gdy czytałem tę jednoaktówkę , wszyscy w klasie
śmiali się i ubaw był po pachy. Gdy
skończyłem, profesor powiedział: - No to
teraz zobaczymy, ile błędów popełniłeś?
I jak wam mówiłem, kiedy pisałem wypracowanie prozą , cały zeszyt był na czerwono pokreślony przez
profesora, a tu - wszystko się zgadzało.
Nawet przecinka, ani kropki nie postawił !... Ale musiałem na nowo uczyć się prozą pisać
poprawnie zdania czyli - podmiot, orzeczenie, dopełnienie , kropka. A nie cała strona lub więcej jako jedno zdanie. W końcu nauczyłem się …
MARLENA
– Pochodzi Pan ze szlacheckiego rodu,
gdzie dzieci wychowywane były według innych zasad niż obecnie. Czy był Pan grzecznym dzieckiem?
L.W.
– Moim zdaniem, byłem grzeczny, natomiast zdaniem ojca - nie zawsze . Wokół domu były dwa ogrody mały i duży. W jednym rosły
warzywa, krzewy. W drugim drzewa
owocowe: śliwki, gruszki, jabłonie Jako chłopak miałem dobrze opanowane wchodzenie
na drzewa, nawet na te bardzo wysokie. Jeśli czymś zawiniłem
ojcu, wiedziałem, że mnie
skrzyczy lub zareaguje w mocniejszy
sposób tak, abym to poczuł. Wtedy szybko wdrapywałem się na któreś z drzew,
zwłaszcza na wysokiej gruszy. I siedziałem
tam tak długo, aż ojcu minęła złość. Moje ukochane drzewo nie tylko służyło do
ucieczki przed karą. Tak, jak Jan Kochanowski
pisał swoje wiersze pod lipą, tak ja
pisałem poematy, wiersze, fraszki i bajki na stole pod gruszą.
MARLENA – Jaką
porę roku lubi Pan najbardziej?
L.W.
– Różnie to bywa . Bo nawet taką porę roku jak jesień, która nie wszystkim miło
się kojarzy z uwagi na zmienność pogody, można potraktować z humorem.. Raz
słonko, raz deszczyk , błotko, raz zimno, raz ciepło, ale człowiekowi o moim usposobieniu
to nie przeszkadza , co znalazło swoje odzwierciedlenie we fraszce pt. „Urok
jesieni”:
Lico jesień złote w słonecznym lazurze! -
Patrząc na drzewa , rzekłem. - I wszedłem w kałużę…
MARLENA
– Ma Pan jakieś marzenia?
L.W.
– Tak, napisać jeszcze parę tomów fraszek…
MARLENA
– A najszczęśliwszy okres w życiu?
L.W.
– Nie wiem, czy taki był. Lubię spokój. Staram się, żeby wszystko było mniej
więcej stonowane. Lubię złoty środek,
czyli unikam wszelkich skrajności. Bez euforycznych skoków zadowolenia! Z wielkiej radości zwykle popada się w wielki smutek. Natomiast wracając
do mojej twórczości , dodam , że kiedy w szkole średniej zdarzało mi się napisać wiersz o tematyce religijnej, to wiedziałem, że
wkrótce z jakiegoś przedmiotu dostanę dwóję, a jak napisałem wesoły wiersz lub fraszkę , to dostawałem piątkę. W
tym wszystkim staram się zachowywać pogodę ducha. Może dlatego poświęciłem się twórczości fraszkopisarskiej
?...
MARLENA
-
Czy był Pan dobrym uczniem w szkole?
L.W.
– Generalnie byłem dobrym uczniem. Będąc
w szkole średniej przestudiowałem we własnym zakresie literaturę i teorię
literatury , co było w programie wyższej uczelni. Zaowocowało to na studiach. Z
asystentami prowadziłem dyskusje, podczas gdy pozostali studenci w ogóle nie
wiedzieli, o czym rozmawiamy. Kiedy
koledzy chcieli abym „położył” ćwiczenia ,wystarczyło, że wdałem się w dyskusję
z asystentem. Studenci byli zadowoleni, bo nie byli pytani, ja również , bo lubiłem zgłębiać wiedzę,
natomiast asystent mógł się wykazać .
Dzięki temu zagadnienia teoretyczno-literackie
miałem w jednym paluszku. Ale i z
tymi najsłabszymi uczniami potem
w życiu różnie bywa. Zacytuje tu moją
fraszkę pt.”Osiołek”:
Chociaż osiołek to szkoły skaza,
Życie
go nieraz zmienia w Pegaza!
MARLENA
– Jakich rad mógłby Pan udzielić nam
młodym, zainteresowanym literaturą.
L.W.
– Powiem tak .Ucząc się , powinniście
już teraz bardzo poważnie zastanawiać się nad tym, co chcielibyście zawodowo robić w
przyszłości. A jeśli studiować , to na jakim kierunku i dlaczego . Zawsze być odpowiedzialnym i
wiedzieć czego się chce, ale jednocześnie wiedzieć, czy się to potrafi. Nie
studiować czegoś, co nas zupełnie nie
interesuje, tylko dlatego, żeby np. przypodobać się rodzicom , koleżance czy koledze. Jeśli ktoś nie lubi
matematyki, to nie może iść na studia związane z matematyką, tylko z
humanistyką. Jeśli ktoś chce być lekarzem, to niech usilnie dąży do tego, żeby
tym lekarzem zostać. Niech wszystkie bariery pokonuje. Może być trudno, ale
trzeba te trudności pokonywać. Jak się je pokona w szkole, a potem na studiach, to w życiu
będzie nam łatwiej sprostać przeszkodom . Nie można się załamywać nigdy, absolutnie.
I trzeba działać. Samo marzenie nie
wystarczy . Napisałem o tym we fraszce pt.”
Utrapienie marzyciela”:
Kto nie działa,
tylko marzy ,
Życie... bije go po
twarzy!
Ale równocześnie nie można zapominać
o
korzystaniu z dóbr kultury, o życiu duchowym, aby człowiek
mógł być szczęśliwy. Na potwierdzenie
tych słów przytoczę moją fraszkę pt. „Niewolnikom kapitału”:
Nie wystarczy chleba kęs,
Aby życie miało sens!
MARLENA
– Rozumiem, że to nie znaczy, że jeśli
czegoś nie potrafimy, to żeby się do tego nie zabierać. Czy ja jako 10 letnia
osoba już powinnam wiedzieć czego w życiu chcę,
czy Pan w moim wieku miał ukierunkowane zainteresowania?
L.W.-
To może przyjść z czasem, bo człowiek 10-letni niekoniecznie musi już wiedzieć,
kim w życiu chce zostać. Zainteresowania jeszcze się klarują .Chociaż
ja, mając 10 i więcej lat ,chciałem być
poetą. I wierzyłem w swoje możliwości w tej dziedzinie. Potem tak ułożyło mi się życie, że kończąc studia
zostałem powołany do redakcji wojskowej „Żołnierza
Wolności” w Warszawie. Następnie do innych redakcji w Katowicach i
Warszawie. I choć wcale nie chciałem być dziennikarzem, byłem nim przez 25 lat. I wystarczy!...Teraz
pora na maksymalne zaangażowanie się w literaturę…
MARLENA - Czy
Pan żałuje tego, że był dziennikarzem?
L.W.
– Nie żałuję. Dzięki wyjazdom krajowym i
zagranicznym zwiedziłem świat i poznałem nowych, ciekawych ludzi. Poza tym, dzięki pracy dziennikarskiej nie
mam problemu z nadaniem
tytułu jakiejś fraszce. J. I. Sztaudynger
pisząc fraszki narzekał, że ma wielkie problemy z ich tytułami. Mnie to nie dotyczy. Dlaczego?. W redakcji najpierw pisało
się artykuł, potem dawało 10 propozycji tytułów do tego artykułu, z
czego sekretarz redakcji wybierał jeden. Dzięki takiemu ćwiczeniu mózgu przez
wiele lat, od razu trafiam w dziesiątkę.
MARLENA
– Czy pisze Pan fraszki po jednej, czy
kilka naraz?
L.W.
- Z reguły po jednej. Piszę o różnych porach dnia i nocy. W różnych
miejscach, często w autobusie, czy w tramwaju, gdziekolwiek. Ja nie wiem
kiedy dana fraszka przyjdzie do mnie.
Dlatego nawet przy łóżku mam długopis i
kartkę, bo jakbym chciał ją rano zapisać, to nie powtórzę w takim składzie,
takim rytmie. Będzie coś podobnego, ale nie zapiszę w tej wersji, która
przyszła mi do głowy. To, jak uderzenie pioruna, musisz to złapać. Kiedyś byłem
z żoną na zakupach w Katowicach i przyszła mi do głowy pewna fraszka.
Natychmiast zacząłem zapisywać. W międzyczasie żona coś mówiła, że idzie do sklepu. Zapisując
słuchałem jak przez mgłę. Gdy skończyłem
poszedłem jej szukać. Nie znalazłem. Spotkaliśmy się dopiero przy
samochodzie na parkingu. Amok. A była to fraszka pt. ”Zamczyste pieszczoty”:
Zapraszam Pana, będę sama
W
ruinach zamku. - Biała Dama.
Natomiast nigdy nie
pisałem fraszek na zamówienie czy konkursy literackie. W moim przypadku byłoby
to pozbawione duszy rzemiosło. Uważam , że wartościowe
fraszki rodzą się z natchnienia.
MARLENA
- Skąd Pan czerpie fraszki ?
L.W.
- Skąd je biorę ?... Tak pół żartem, pół serio, często wieczorem bardzo lubię wpatrywać się w gwiazdy. Wtedy uspokajam się, a ciekawe ,
odkrywcze myśli przychodzą mi do głowy. Może to jakaś
telepatyczna korespondencja z gwiazdami ? Z okna mojego mieszkania rozpościera się piękny widok na las, a nad
nim gwiazdy….
MARLENA
– Czyli, nie w poczekalni u lekarza?
L.W.
– Nie.
MARLENA
- Czy lubi pan patrzeć w chmury jak Stefek Burczymucha, albo po prostu bujać w obłokach?
L.W.- Nie. Lubię chodzić po
ziemi. Pasjonuje mnie swoisty spokój gwiazd, a nie chmurki zmieniające się w
różne obrazy , to mnie rozprasza.
MARLENA
– Spokój gwiazd? Przecież gwiazdy często
spadają, a poza tym kosmos to śmietnik. Tyle rupieci spada na ziemię.
L.W.
– Też nieraz zastanawiałem się nad tym,
czego wyrazem jest fraszka pt „Ogród kosmosu”:
Ziemia - to chwast
Wyrwany z gwiazd ?...
Ale też w różnych
miejscach na kuli ziemskiej mamy dużo tajemniczych śladów nieznanej cywilizacji , np.w Egipcie, w Azji, w Ameryce
Środkowej. Są wizerunki naskalne, czy znaleziska starohinduskie. Na obrazach
Leonardo da Vinci można zobaczyć statki
kosmiczne, talerze latające, kosmitów. Naukowcy zastanawiają się nad tym, czy
jakaś inna cywilizacja nie przekazała nam pewnych swoich zdobyczy. Może jednym
z nich był Leonardo da Vinci ? Gdyby
jego wynalazki zostały należycie wykorzystane dużo wcześniej, to prawdopodobnie
loty w kosmos miałyby miejsce już w XIX wieku.
MARLENA
- Dziękujemy Panu za rozmowę i życzymy
wszystkiego dobrego.
L.W.
– Również dziękuję i życzę
wytrwałości w nauce. A co się tyczy
nauki ,muszę dodać , że i ja , rozmawiając z Wami , uczę się odkrywać świat na
nowo - widzieć go Waszymi oczami, oczami
najmłodszego pokolenia. Bo ze względu na dzielące nas różnice wieku moglibyście
być moimi wnukami. No cóż, w jednej z fraszek pt. „Wieczna edukacja „ napisałem :
Mimo wielu lat nauki
Uczą
nas na starość - wnuki!
Rozmawiali :
Marlena SADOWSKA
Jakub ZASADZIEŃ
Opracowała Teresa Jędras
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz